czwartek, 7 kwietnia 2011

Jaka jestem?


To był Nowy Rok, a dla mnie Nowe Życie. Bóg był dla mnie eksplodującym odkryciem. O Jego istnieniu wiedziałam od dziecka. Uczęszczałam na lekcje religii, chodziłam do kościoła (i na pielgrzymki)...oczywiście w każdy pierwszy piątek miesiąca ...szeptałam na ucho jakich to strasznych czynów się dopuściłam...I myślałam, że to wystarczy ,aby pójść do nieba, a w każdym bądź razie nie znaleźć się w piekle- bo i za co? (w najgorszym wypadku pozostawał jeszcze czyściec..trochę się pomęczę, ale ostatecznie i tak pójdę do nieba). Wiedziałam, że Bóg jest miłością,więc jak mógłby pozwolić, abym poszła do piekła-takie pobożne dziecko. Starałam się więc sumiennie wykonywać wszystkie ,,religijne powinności" aby zadowolić nie tylko mamę i księdza, ale również Pana Boga. A jeśli podwinęła mi się noga, popełniłam grzeszek lekki i wiedziałam że P.Bóg jest na mnie zły, to czym prędzej biegłam do Maryi, gdyż ona na pewno pomorze mi, na powrót odzyskać przychylność Boga... Z czasem jednak,gdy zaczęłam samodzielnie myśleć, zauważyłam, że taki stan rzeczy strasznie mnie męczy;różaniec, koronki, stacje krzyżowe i kolejne regułki nie mają większego sensu, bo tak naprawdę nic NIE WNOSIŁY do mojego życia.Czy aby na pewno, Ktoś, kto mnie kocha WYMYŚLIŁBY taki rodzaj ,,niewolniczej pracy ?" Mój umysł bombardowały pytania: Kim jestem i dokąd zmierzam, a jeśli umrę to co ze mną będzie?.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz